The Worm And The Tree
Into a great tree a small worm did go It wormed its way inwards and soon it did grow The tree was unhappy but what could it do? It stood there in silence: the worm grew and grew The tree was unhappy but what could it say The worm kept on growing the tree sank away
The worm was so greedy it ate more each day And each day it ate more the tree shrank away The worm was so loathsome it felt no disgrace The birds had been silenced the sun shunned that place And all of the forest grew fearful to see What terrible fate lay in store for the tree
The worm grew so monstrous its greed knew no bounds The smell was so awful if poisoned the ground And all of the creatures that lived in the wood Were sickened and starving the worm spoiled their food The birds would not sing and the sun could not shine The forest lay dirty and blackened with grime
Now down in the forest a young man went riding He passed by the great tree and saw it was dying The leaves and the bark were all rotten and rife The tree had been poisoned and drained for its life He stripped of a piece of the bark of the tree And straight'way he know what the right cure should be
The man built a fire and chopped down the tree The worm started screaming it could not break free It trashed and it lashed but it could net break loose Trapped in that tree like a thief in a noose The worm burst asunder a vile smelling crust He hacked it to pieces and burnt it to dust
The forest seemed clearer and peacful at last Like after a storm when the rainclouds have passed And although the great tree was fallen and dead They knew from the ashes a new life would spread Yes although the great tree had fallen and died They knew from the ashes a new one would thrive
Now years may have passed since the tale I have told Yet the truth of this story does still seem to hold Although from a great tree a small worm may grow That eats it with poison and tortures its soul The worm can be killed yet the tree be not dead For from the roots of the elder a new life will spread
|
Robak i Drzewo
Wszedł robaczek mały w okazałe drzewo W środku się zagnieździł i jadł tam za dwóch Źle z nim było drzewu, no ale co z tego? Stało i milczało, a robaczek rósł Drzewo nieszczęśliwe, nic nie mówiąc, stało Robak rósł i rósł, a ono marniało...
Zachłanne robaczysko jadło coraz więcej Gdy jemu przybywało, drzewo - w oczach nikło Nie gryzło robaka robacze sumienie Ptaki osłupiały, słońce stamtąd czmychło Patrzył cały las, z trwogą coraz większą Jaki los spotyka to nieszczęsne drzewo...
A robak nienażarty nie przestawał rosnąć Smród, jaki roztaczał, rozlał się po ściółce I zajrzał głód w oczy leśnym lokatorom Gdzie szukać pokarmu, kiedy wszystko strute? Słońce nie świeciło, ptaki nie śpiewały Las usmarowany, aż poczerniał cały...
Aż pewien młodzieniec, przemierzając bory Zauważył drzewo, już śmiertelnie chore Stało, przez robaka, na wiór wysuszone Pośród zgniłych liści i złuszczonej kory Młodzian dotknął drzewa, odłupał kawałek I od razu podjął stosowną kurację...
Rozpalił ognisko i ściął suche drzewo W popłochu był robak – chciał się oswobodzić Choć wił się, napierał - nie mógł wyjść na zewnątrz Tkwił w pułapce drzewa, jak przyłapany złodziej Smród jeszcze się nasilił - robak pękł na dwoje Młodzian go pociachał, resztę zrobił ogień...
Pojaśniało w lesie i powrócił spokój Tak, jak to się dzieje, kiedy jest po burzy I choć wielkie drzewo śmierci nie umknęło To z popiołów życie - nowe się wynurzy Tak! - skonało drzewo i upadło martwe Lecz z jego popiołów nowe drzewo wstanie...
Rzecz opowiedziana i mogą minąć lata Lecz sens tej opowiastki zdaje się niezmienny Wykarmiło drzewo małego robaka Ten mu zatruł ciało, duszę okaleczył Wszak robak zginął marnie, a drzewo - bynajmniej Zakorzenione życie, ku nowej wzejdzie chwale... |